sobota, 21 listopada 2009

O tym, co zostało z zapału i kilka nowych pomysłów


Kobieta zmienną jest, a u mnie na zmienność objawia się wyjątkowo intensywnie. A to chodzę smutna jak mops i tylko mruczę, że mi źle, i że chcę, żeby już P. wrócił, innym razem tryskam energią, bo to już tylko 21 dni ! Odkładam pieniądze i czuję się taka rozsądna i odpowiedzialna, a w sobotę lecę na miasto i kupuję trzy spódnice ( bo w poprzednim szale zakupów na pocieszenie kupiłam sobie kilka par rajstop, apotem się okazało, że nie mam co do nich założyć). Szaleństwo. Na zmianę zmieniam rasę mojego przyszłego psa (obecnie trwa faza na mopsa, ale boję się, że jak mu oko wypadnie, to spanikuję) i imię dla mojego przyszłego kota (obecnie obstaję przy Fifa - bo to ulubiona gra P. i dzięki temu mam zamiar wypracować u niego pozytywny stosunek to kotów). A od kilku dni mam ochotę kupić sobie żółwia ( i nazwać go Filip). Moje wielkie plany i postanowienia biorą w łeb jedno po drugim. Pierwszy w odstawkę poszedł basen. No bo wiadomo - zimno, cimno, mokro, wietrznie - nie nie, basen to ma być przyjemność, a cała ta eskapada i zbieranie się, na pewno przyjemne nie jest. Teraz coraz częściej znajduję wymówkę na fitnesa - hasło "od poniedziałku" wiecznie żywe. Obecnie ostał się u mnie jedynie zapał do francuskiego - ciekawe jak długo.
Mam nadzieję, że do powrotu P. opanuję się przed zrobieniem jakiś głupot (np. nie kupię tego żółwia), a później to już on będzie się mną opiekował.

niedziela, 8 listopada 2009

Maratończycy.


Tak mnie ostatnio naszło na myślenie o tęsknocie. W zasadzie nie była to planowana medytacja ani narzucony temat. Tak się czasem coś ukluje w człowieku i samo daje o sobie znać.

I pomyślałam o tym jak wiele ludzi żyje z tęsknotą za tym kimś - pomyślałam, bo sama to przeżywam, a przecież jakie to ludzkie nie zauważać różnych rzeczy dopóki same nas nie dotyczą. Te rozłąki na odległość i na czas. Przecież czasem jesteśmy tak zapracowani, że nie mamy dla siebie czasu i tęskni się chorobliwie, chociaż teoretycznie druga osoba jest tak blisko. Traktowanie domu jako hotelu staje się coraz powszedniejsze. I w tym całym zamieszaniu to nie odległość między dwoma sercami staje się powodem tęsknoty tylko czas samotności. I taka osoba tęskni równie mocno, jak ta, której druga połówka jest daleko. Tak samo odczuwają samotność, smutek.

I właśnie tu jest czas i moment na maratończyka. Bo czy taki dłuższy okres czasu wyczekiwania nie jest niczym kilometry trasy? Czy i nam nie trzeba rozłożyć po równo sił, żeby móc zmierzyć się z tym wyzwaniem? Czy nie odliczamy każdy kilometr, każdy miesiąc, tydzień, dzień ? Czy i my nie wypatrujemy z wytęsknieniem mety? Czy i dla nas dotarcie do finiszu nie wzbudza w nas euforii ? I w końcu, czy i dla nas zmierzenie się z maratonem tęsknoty nie umacnia nas ?

Mój maraton jeszcze nie dobiega końca. Ale z pewnością jest już bliżej końca. Im bliżej mety, tym większa radość, ale i zmęczenie większe. Czekam.

sobota, 17 października 2009

Ogarnąć się od środka.


Nie ukrywam, że zawsze z zazdrością spoglądałam na łupy nauczycieli zebrane w Dzień Edukacji Narodowej. Po pierwsze, bo prezenty zawsze są miłe i po drugie, że od zawsze odczuwam słabość do azteckiego afrodyzjaku, jakim jest czekolada. No i stało się. Teraz ja zbieram łupy, a że ograniczyłam obżeranie się słodyczami, to zapasów mam na miesiąc. Wraz ze zmianą perspektywy zmienia się też punkt widzenia. Bo tak sobie myślę, że całe to święto jest takie nadmuchane. Niektórzy znowu będą wykrzykiwać, że nam się przecież nie należy, bo i tak tej grupie społecznej powodzi się nad wyraz dobrze. A ja chociaż jestem potwornym łasuchem, to wolałabym chyba zrezygnować z takiego okolicznościowego okazywania szacunku ( choć pewnie dla niektórych wręczenie kwiatka czy bombonierki to pro forma bez szczerych intencji), prezentów, całej fety i życzeń w każdym serwisie informacyjnym. I uważam, że większym pożytkiem było by wprowadzenie ścisłej współpracy nauczyciel - rodzic, obustronne wpajanie uczniom szacunku w najprostszej jego odsłonie jak choćby nie przeszkadzanie na lekcji, słuchanie poleceń itd. Współpraca nauczyciel-rodzic opierająca się na żywym zainteresowaniu zachowaniem dziecka w szkole, a nie usprawiedliwianie go, że w domu jest grzeczny. Mi ten uczeń będzie przeszkadzał przez rok, dwa. W domu może dawać w kość przez całe życie. Niektórzy rodzice (na szczęście nie wszyscy!) się obrażają, nie przyjmują do wiadomości, obarczają całą winą nauczyciela. Mi tym nie zrobią na złość, jakoś się z tym pogodzę i jeszcze raz postawię na cierpliwość i prośby i powtarzania. Ale skrzywdzą siebie i dziecko. Powodzenia życzę przy próbie wychowania i egzekwowania szacunku od dziecka w wieku gimnazjalnym - chociaż i wtedy dla wielu rodziców syn czy córka to maleństwo, na którego wybryki patrzy się z przymrużeniem oka, bo to w końcu tylko dziecko.

Jesień ( ta złota i polska, ta której jak na lekarstwo) ucieka mi w mgnieniu oka. Przeżywam deja-vu, tak samo mam na wiosnę - sceneria się zmienia, mój rozkład dnia nie. Ledwo mam czas żeby się zatrzymać i ogarnąć, bo przecież wiem, że bez tych chwil medytacji, choćby miała być tylko spostrzeżeniem spadającego liścia, życie traci smak. A ja zdecydowanie jestem smakoszem, chociaż pewnie nie rozpieszczam się delektowaniem mojego żywota. Obecnie walczę z moim słomianym zapałem, staram się utrzymać żar, chociaż nie ukrywam, że temperatura tego ognia spada wprost proporcjonalnie do temperatury powietrza. Już nawet wmawiam sobie, że przecież chce mi się, chce mi się, chce mi się... Czasem jestem po pracy tak zmęczona, że nie dyskutuje z tym agitatorskim czartem i, wierzę w to, czy nie, po prostu przyjmuję do wiadomości, że chce mi się i jadę z koksem.
Jesienne szarugi rozweselają mi: dobra muzyka: Queen, Morrison, ostatnio także Janis Joplin, Edith Piaf, a dziś do tego grona dołączyła Ella Fitzgerald, sporadyczne wyjścia i spotkania z I. i K., odzyskany kontakt z A., oraz wielu nieznajomych ludzi, którzy jednym gestem bądź dobrym słowem przywracają wiarę niczym raj utraconą w społeczeństwo. Na co dzień daję dowody na swoje chwilami idealistyczne podejście do rzeczywistości oraz naiwność i właśnie dlatego każde dobre słowo i gest łapie zachłannie jak ostatnią deskę ratunku, jak potwierdzenie, że nie do końca żyję bajkami, że tu i teraz może być dobrze. Że rzeczywiście to ci niemi w wielkim świecie polityki, władzy i mediów, ci maluczcy tworzą rzeczywistość, rzeczywistość, która pobudza do ciągłego wzrastania w dobrym i zmierzania się z przeciwnościami dnia powszedniego.

"Źle jest gdy uśmiechu
ciągle nam brakuje,
uśmiech jest najdroższy,
choć nic nie kosztuje!"

Czerwone gitary Chciałbym, żeby uśmiech Twój.

środa, 14 października 2009

i tylko Ty i ja szczęśliwi tym dniem...


Niektórzy nie chcą uwierzyć w to, co widać za oknem. Niektórzy się z tego śmieją, jakby to był żart, niektórzy tylko się dziwią, inni klną i psioczą... A ja jakby jestem szczęśliwa, bo bliżej do zimy oznacza bliżej do P. Dzisiaj nawet byłam w biurze podróży pytać się o bilet dla niego, i poczułam się jakby już był na wyciągnięcie mojej ręki. Panie i Panowie! Zostało 63 dni, właśnie tyle do szczęścia i uśmiechu, do początku radosnego życia ;D.

Z okazji niemalże klęski żywiołowej muszę sobie odpuścić basen, bo drogi są nieciekawe i nie chcę jechać. Kierowca niedoświadczony. Ale w niedziele pojadę, sama albo autobusem.

Radośnie mi, zimno... ale radośnie :)

"Ooh you make me live
Whatever this world can give to me
It's you you're all I see
Ooo you make me live now honey
Ooo you make me live"
Queen You're my best friend

poniedziałek, 12 października 2009

wonderful world by james morrison


"And I know that it's a wonderful world, but I can't feel it right now! I thought I was doing well, but I just want to cry now ! And I know it's a wonderful world, from the sky down to the sea, but I can only see it when you're here.... Here with me. "


Zawsze podobał mi się ten kawałek, właściwie to właśnie dla niego kupiłam całą płytę (która też okazała się rewelacyjna). Ale jeszcze nigdy nie czułam tej piosenki tak bardzo jak wczoraj wieczorem. Rozbita byłam, bezradna jak porzucone dziecko. Dlaczego to musi tak boleć ? Najważniejsza jest miłość i duchowa bliskość - i to przecież mamy, czemu więc "umieram" jakby mnie całkiem zostawił i odszedł ode mnie ? I chociaż wszystko rozumiem i staram się w moim pojęciu świata przeforsować racjonalne zachowanie i tor myśli, to jednak dopadają mnie takie dni, wieczory jak wczoraj.

P. napisał, że jest silny za nas dwoje :* i za to jestem mu wdzięczna. Uwielbiam jego siłę, pewność siebie i uśmiech, który mówi "wszystko będzie O.K"... :* Uwielbiam to poczucie bezpieczeństwa, kiedy jest przy mnie. I wtedy, to na prawdę jest wspaniały świat !

niedziela, 11 października 2009

... and I need you more than ever !

Nic nowego. Tylko jakbym zwolniła. Już nie to tempo. Jakby zabrakło sił. Liści coraz więcej na ziemi niż na drzewach. Przeważnie lubię tą porę roku, ale przeważnie P. jest obok mnie. A tak - smuci mnie ta jesień. Na dodatek jest załamanie pogody, pada deszcz, nie ma słońca, aż chciałoby się schować i przeczekać. Zakupy pomagają, ale tylko na chwilę. Dobre i to. Już byłam gotowa uwierzyć, że w miarę bezboleśnie przetrwamy rozłąkę, kiedy poczułam ukłucie i takie przeczucie, że już za długo Cię nie ma. Być może to tylko chwilowy dołek, być może to przez pogodę. Myślę o nim obsesyjnie, to myślenie czasem maluje uśmiech na mojej twarzy innym razem popycha w melancholię. Czekam na Ciebie, czekam z niecierpliwością, czujnie jakbyś miał być już za godzinę a nie dwa miesiące.

Wczoraj zadzwonił, usłyszałam jego głos -radosny, pewny siebie, pełen miłości, uczucia i zainteresowania. Momentalnie - uśmiech od ucha do ucha. Zakochałam się raz jeszcze.

wtorek, 6 października 2009

Pokaż na co cię stać ?


Jak na razie jestem na fali. Jak na razie wszystko mi się podoba. Mówią, że początki pachną nowością i dlatego łatwo zacząć gorzej utrzymać się w postanowieniu. Mówią też, że początki są najgorsze. Niech mówią, co chcą. A ja trzymam za siebie kciuki. Za fitness, za basen, za francuski, za siatkę - po prostu za siebie !

Zaskoczenie oraz podziw mojego P. , że po latach ględzenia i obiecywania w końcu zaczynam realizować swoje postanowienia - bezcenne ! Warte każdego wysiłku !

Au revoir!

sobota, 3 października 2009

Jesiennie, czyli jak ?


Za oknem jesień, chociaż w lesie jeszcze tego nie widać. Na jesień łatwiej wpaść w pułapkę swoich myśli. Łatwiej też poddać się w jakiejkolwiek dziedzinie. Z pewną ulgą wita się czasem wcześniejsze i przez to dłuższe wieczory, bo można odpocząć od życia. Moje życie dobrze zna moje kąty i już mnie tu znajduje, więc uciekam dalej. Być może nie sto, ale mam przynajmniej z pięć nowych pomysłów na aktywniejsze życie. Podoba mi się ten zapał, chociaż już teraz wiem, że jest słomiany. Chociaż teraz może być inaczej. Teraz te pomysły to sposób na przetrwanie, na niemyślenie lub chociaż nietęsknienie. O nowej sobie myślę jak o kimś zupełnie obcym, to pozwala zachować dystans (jakże istotny dla równowagi psychicznej). I podoba mi się ta nowa, i nie spodziewałabym się po sobie takich inicjatyw. Jednak bez namysłu oddała bym to wszystko, by mieć P. już przy sobie. Nowa jest może bardziej... jakby to ująć, bardziej odpowiada standardom młodej energicznej kobiety osiągającej sukcesy, jednak skłamałabym gdybym powiedziała, że jest szczęśliwsza. Być może lepiej organizuje sobie czas, i tęskni nieco rzadziej, co nie znaczy, że mniej.

Czego bym nie zrobiła, z jakim zapałem bym nie podeszła do życia, z jaką jasną myślą nie zaczęła pisać i tak wszystko sprowadza się do smutnego finiszu i tęsknoty, która nie da się zagłuszyć. Obejrzałam dziś ciekawy film Leila i Nick . Niby nic nowego, ona i on i wszystko wiadomo, ale pięknie napisana historia i pięknie zagrana, wzruszająca i rozbrajająca. I o ile bardziej w oglądaniu było by więcej radości niż wzruszenia podszytego tęsknotą gdyby tylko P. trzymał mnie wtedy w objęciach. Niektórzy ludzie są niereformowalni ( w zasadzie to wszyscy, każdy na swój sposób). U mnie wszystko sprowadza się do (surprise, surprise) emocji. To co, że w zasadzie nie mam na co narzekać, i tak narzekam, bo mi go brakuje. A może to tylko szukanie dziury w całym ? Wiedziałam już od dawna jak ważna jest bliskość ukochanej osoby i nie rozumiem skąd to zaskoczenie, że tak pusto bez niego. Jest mi jesiennie na wiele sposobów. Jestem wyciszona, zamyślona, nastawiona na zmianę, chwilami zmarznięta i kichająca, z chusteczkami pod ręką, tęskniąca za tym co odchodzi, za słońcem, za ciepłem i tu mogłabym wymieniać długo. Nie będę.

niedziela, 30 sierpnia 2009

30-sta

O tęsknocie...

O tęsknocie i miłości ciężko pisać. To się czuje, przeżywa. Najczęściej wtedy uczucia te paraliżują do tego stopnia, że jakiekolwiek próby opisania tego, co się czuje są z góry spisane na niepowodzenie. Kiedyś potrafiłabym to zamienić na słowa, przenośnie i porównania. Zrymować jedno z drugim i spisując w zeszycie odczuć ulgę. Teraz nie potrafię. Teraz to tępy ból i non stop wypowiadane w myślach Twoje imię. Nic więcej..

O dziczeniu...

Lubię, kiedy trzymasz mnie w swoich dłoniach, lubię jak mnie tam zamykasz i nigdzie nie puszczasz. A teraz wypuściłeś. I czuję się jak dzikie zwierzę, które po latach spędzonych w klatce zostało wypuszczone z powrotem na wolność. I dziczeje... Bo nie znam tego świata. I szukam schronienia, Twoich dłoni. Zamknij mnie tam z powrotem.

Coś więcej?

Tylko kolejne ambicje, których realizacja jest wstrzymana do Twojego powrotu, jak dokument do podpisu. Ciężko mi się skoncentrować. Pracoholizm jako forma wypełnienia czasu ? Nic nowego. Czy to się w ogóle sprawdza ?
Tylko kompleksy, które narastają z każdym dniem Twojej nieobecności. Ja się nie zmieniam, tylko moja autokreacja w głowie staje się skrzywiona.
Tylko coraz rzadsze uśmiechy. Patrzę na zdjęcia znajomych i zazdroszczę im właśnie uśmiechów. Ekspresji uczuć, na którą mnie nie stać. Nie potrafię się nawet rozpłakać. Czasem zaszczypią mnie oczy - to wszystko. Jakbym podświadomie chciała w sobie tłumić wszystko, cały smutek i zwątpienie. Jakby tylko to zostało.


poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Czekając na niego...



Miłość to sport ekstremalny
uzależnia
i kto raz jej zasmakuje
już nie umie żyć inaczej
tylko jak najmocniej
i kocha do szaleństwa
i boi się o drugie na śmierć
i tęskni, aż żyć mu się nie chce
marnieje by rozkwitnąć na nowo
by jeszcze mocniej
żyć, kochać, tęsknić i bać się.

by Marchew


poniedziałek, 22 czerwca 2009

Kaktusieje.


Tak paskudnego czerwca nie pamiętam!! Z tego całego nieszczęścia zbiera we mnie złość i gdybym mogła to bym pogryzła. I kaktusieje... Staję się kaktusem, i kłuję i jestem nieprzyjemna. I nie wiem czy bardziej dobija mnie pogoda, czy jej kiepska prognoza na najbliższy tydzień. Spaliłam dziś dysk twardy i napęd płyt DVD z nagrywarką. Rozczarowałam dyrektorkę, gdyż więcej się po mnie spodziewano. I przewidziano, że na starość dostanę cztery stówki emerytury miesięcznie, bo mam tylko pół etatu. I normalnie usiadłabym na brzegu jakiejkolwiek rzeki i płakała, lecz... włącza mi się syndorm comedy central. W takiej sytuacji staję obok i jak widzę, taką serię niepowodzeń, to czuję się jakbym oglądała jakąś parodię... np Życie Briana Monty Pythona. I ani wyjść z tego nie mogę, ani do końca się skatować. I w całym tym otępieniu potrafię jedynie złościć się na siebie, że chociaż przede mną sesja, to nie mogę się ogarnąć i usiąść do książek.

"Wpadł mi do oka jakiś kawałek szkła, wszystko dziś widzę złe" Mr Zoob

piątek, 19 czerwca 2009

Kilka powodów dla huśtawki nastroju..


I niby jest słońce, ale czasem pada deszcz.
I niby rok szkolny się skończył, ale akademicki jeszcze trwa. I niby mam siły, ale już jestem zmęczona. I niby mam mnóstwo książek, ale brak czasu na czytanie. I niby mam mnóstwo słodyczy, ale radość nie ta kiedy człowiek zasłodzony. I niby shopping mnie zwodzi, ale w szafce nie ma już miejsca na upolowane rzeczy. I niby mam już
olejek do opalania, ale nie ma się do czego opalać. I niby mam fajne zielone buty, ale obgryzają france. I niby optymistką jestem, ale jakże zrzędliwą ;)

Ale Miś, jak to Miś. Cieplutki, futrzasty, sierściasty, cierpliwy, gnieciuchowaty ;) Moje kochane psisko :* Jemu zawsze mogę pozrzędzić i uchodzi mi to na sucho.

sobota, 23 maja 2009

Do przewidzenia.


Dużo pracy, mało czasu. Wiedzieliśmy, że tak będzie, jakoś ta wiedza nie uchroniła nas przed tym co jest. A jest ciężko. I jak zawsze w takich sytuacjach dziczeje. I chcę uciekać, jakbym chciała sobie udowodnić, że to ja wszystko kontroluje. I nie potrafię przyjąć do siebie, że nie wszystko mogę kontrolować. Albo może, że nie muszę.

A prawda jest taka, że tęsknię i to bardzo. Że potrzebuje Twojej bliskości, żeby się uspokoić, żeby poczuć się bezpieczną i silną. Jestem tak skołowana, że ani tu się upić, ani wziąć za robotę. Nie cierpię takiego stanu. To takie do mnie nie podobne. Takie dni całkowicie demaskują drugą mnie. Chce mi się do Ciebie P. Nawet nie mogę myśleć sensownie. I co Ty najlepszego ze mną zrobiłeś??

Na zdjęciu jeszcze z pierścionkiem.

***
Nie chcę CI opowiadać
dlaczego mi smutno
Nie chcę przelewać
swych żali na płótno
Nie nazwę tego,
co duszę wyciska
Nie znajdziesz tego w oczach
choć zajrzysz w nie z bliska

I gdy w mojej duszy
dzieje się wojna
wystarczy Twój dotyk
i będę spokojna.

by Marchew

czwartek, 14 maja 2009

To był Maj.


Niby jeszcze jest, ale co mi z takiego Maja. Praca, praca, praca, studia, praca. Łóżko pomału osiąga status świątyni. Nie licząc wypadu do Asi połowę tego pięknego miesiąca przepracowałam i przespałam. A maj jest taki piękny, taki spacerowy, towarzyski i wyjściowy.

Zdjęć z wypadu u Asi nie posiadam. Ale wszystko pamiętam i jestem z siebie dumna :D. Pierwsza poczułam klimat i w umiarkowanie-pociesznym stanie wytrwałam do końca. Ku radości i pomimo obaw P. nie uciekłam nad ranem jak ostatnim razem. Z resztą nie miałam jakiego pierścionka zostawić. A! I paliłam fajkę z Bradem Pittem ;D. Wąziutki Ty się nie denerwuj. To był tylko niewinny fajek, mam na to świadków - a dokładnie jednego, a raczej jedną. I o ile Asia nie obrazi się o te fioletowe włosy to potwierdzi moją wersję.

I było wyjątkowo, bo pierwszy raz od lat spotkałyśmy się we trzy. I tylko Agaty brakowało. I dziwne jest to, że z liceum znałam trio, które zdawało się być mocniejsze od nas. Czas pokazał, że to pozory. A my jak wtedy - RomanTyczka, Iwonka vel Niedżwiadek i MArchew.

Bosz... ile razy nie pomyślę o liceum, to właśnie tym moim kochanym Mordkom zawdzięczam najpiękniejszy okres w moim życiu. Największy przypały i najdurniejsze pomysły, największe ilości zjedzonych holenderskich w czekoladzie, najszersze uśmiechy i ból brzucha i łzy ze śmiechu. I chociaż były też urazy, rzekomo i z założenia na całe życie, to jednak spotkałyśmy się razem przy stole z brandy, kadarce i vermouthem bianco wzmacnianym parkową. Zmieniłyśmy się, każda zebrała swoje doświadczenie i o ile ta własna droga przeważnie rozdziela przyjaciół z liceum, to nasze doświadczenia nam pomogły, ponieważ pozwoliły nam zapomnieć o tych dziecinnych urazach, a przypomniały to, co dobre. Dzięki za wszystko. Buziaki dla Was wariatki.

poniedziałek, 4 maja 2009

Ręce... Pfu! Stopy do góry!


Udało się nam wyrwać na pół dnia na wycieczkę. Znaleźliśmy diplodoka i to całkiem bez problemu ( ja prowadziłam!). Weszliśmy na górę widokową - dla niektórych było to nie lada wyzwanie :* Jestem z Was taaaka dumna!! I potem to się dopiero zaczęło. Bo nas wzięło żeby pojechać na bunkry do miejscowości Blizna. Do samej Blizny nie było trudno trafić. Gorzej z bunkrami! Co jeden tubylec tłumaczył nam inaczej. W większości opisów pojawiały się słowa: las, kapliczka, pole. Ale tak można opisać całą tą miejscowość!! Przez pomyłkę dojechaliśmy do stadniny koni i nie ukrywam, że chociaż był to przypadkowy punkt wycieczki to chyba najciekawszy :). Później błąkaliśmy się po jednym lesie, a później jak wyjechaliśmy na drogę, to za kapliczką wjechaliśmy w drugi las. Ostatecznie, po tym jak znowu wyjechaliśmy z lasu na drogę, wzięłyśmy z Asią sprawy w swoje hmm... ręce? i taki kolega zaoferował nam swoją pomoc i pojechaliśmy za nim, tylko po to, żeby odkryć, że bunkier nie jest bunkrem tylko taką ochronką, bo właściwie to tam wystrzeliwano rakiety. Tam znaleźliśmy następnego informatora i pojechaliśmy do Ocieki w poszukiwaniu takiego prawdziwego bunkra. I znowu utknęliśmy w lesie. I olej trzeba było dolać. I w ogóle różne historie (np Aśka śpiewająca repertuar Piaseckiego i doprowadzająca mnie do szału). Bunkier ostatecznie znaleźliśmy, ale nie wiem czy był wart tych poszukiwań. Kolejny informator odsyłał nas do kolejnych bunkrów jeszcze gdzie indziej, ale już podziękowaliśmy. Pojechaliśmy za to na pizze i na działkę i w końcu do domu. Wszyscy byli wymordowani, a ja to chyba najbardziej. Samochód też przeszedł swoje. Usyfiony piachem, utytłany i tłumik poszedł, więc ryczy jak dziki.

Ale wolny dzień i wycieczka z wariatami - bezcenne. Turlać się w trawie, szukać bunkrów, patrzeć jak konie uciekają przed Aśką, szukać Tatr w złym kierunku i je znaleźć, ratować kompanów podróży przed śmiercią głodową częstując ich batonikami nestle i kawowymi cukierkami - bezcenne. Widzieć jak pokonujesz dla mnie lęk wysokości - bezcenne. Oddychać całą sobą - bezcenne.

sobota, 25 kwietnia 2009

Jak leci? Bez dzieci.



Leci mi szybko. Ledwo śnieg stopniał, a już wszystkie drzewa są zielone, pąki kwitną i obudziło się robactwo. Oto zdjęcie pierwszej mojej biedronki tej wiosny. Moja pierwsza pszczoła tej wiosny zginęła od jednego uderzenia katalogiem Avon ( zanim odezwą się ekolodzy, na swoje usprawiedliwienie mam to, że mnie użądliła i działałam w afekcie). Mój pies staruszek gonił już swoją pierwszą muchę tej wiosny. Oczywiście bezskutecznie. Na jutro planuje pierwszy gril. I w sumie to miłe jest to takie wszystko pierwsze co roku. Czasami wyczekiwane (jak te grilowe kiełbaski z serem!), czasem niespodziewane ( jak żądło pszczoły w nodze).


A dzisiaj wyjście z Mordkami. Boję się co to będzie, po zeszłoniedzielnej "imprezie" do dzisiaj nie miałam odwagi obejrzeć zdjęć! ;P

czwartek, 16 kwietnia 2009

* * *


Pod twoim dotykiem
me ciało topnieje
i budzę się słońcem,
w mym świecie dnieje
przejmuję twe ciepło,
czerwienieje w rumieńcach
i cała kwitnę
w uśmiechu wieńcach
wiosennieję przy tobie
z każdą chwilą
przed nami nawet
obłoki się chylą
i kuszą wędrówką
do nieba bram
gdzie już nigdy ja sama,
nigdy ty sam.

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Wesołego Alleluja!

Nic dodać, nic ująć. U mnie pięknie; chyba jest coś w twierdzeniu, że sami kreujemy swoją rzeczy- wistość. Chcę być szczęśliwa, i jestem. I jest w tym Twoja zasługa Bejbe :*.


"Tak jak teraz jest,
chciałbym, żeby było zawsze..."

niedziela, 8 marca 2009

Święto dziewczynek


W tym roku prezent od mojego Skarba jest idealny. Jest w nim to, co lubię najbardziej. Ulubiony kwiat - tulipunk, kolor - intensywna czerwień, mój narkotyk-afrodyzjak - czekolada, i do tego romantyczny telegram. Kotek jesteś boski ! Aura sprawia, że bardziej czuję się jak w walentynki niż dzień kobiet i trudno jest mi uwierzyć, że to marzec. Byle do wiosny, byle z nim :*

Ostatnio martwiłam się, że już nie piszę wierszy. Ale to przez/ dzięki niemu. Wiersze piszę kiedy mi jest ciężko, smutno, źle. Drugi biegun mojego natchnienia to pierwsze tygodnie fascynacji i zauroczeń. A przy nim jestem po prostu szczęśliwa. Żyję tym szczęściem na codzień. Zachłanna nie chcę się nim dzielić z resztą świata w wierszach. Okres pierwszego zauroczenia, kiedy bycie w jego ramionach było czymś nowym, fascynującym już minął. Teraz czuję się tam na swoim miejscu. Magia słów nie umiera, tylko przysypia. Jestem tak zaaferowana życiem na zewnątrz, że zaniedbuje to moje własne życie wewnętrzne. Ale wzruszeń nigdy w życiu nie zabraknie, i chociaż będę pisać mniej i rzadziej, to jestem pewna, że nie przestanę. Bo czuję, a nieraz czuję za mocno, więc poezja jest we mnie. Nie zapisuję jej, nawet nie fatyguję się ubrać jej w słowa. Jest w moich oczach przez cały tydzień, kiedy tęsknię i tylko myśl o nim daje siłę, żeby wstać i iść, jest w łagodnym tonie, kiedy dzwonię do niego po całym, za długim i zbyt samotnym dniu, jest w ogólnym stanie podenerwowania i niecierpliwości, kiedy ma przyjść już za godzinę, jest w uśmiechu, kiedy w końcu go widzę, jest w niespokojnej dłoni, która szuka jego dłoni, jest we mnie. Póki ją czuję, póki on ją czyta, być może nieświadomie, nie potrzebuję słów, nie potrzebuję więcej czytelników, opini na temat mojej amatorskiej twórczości. Jestem kapryśną poetką, która w jednym czytelniku upatrzyła sobie natchnienie, odbiorcę i krytyka w jednym. Niech się pisze wiersz, po wierszu... myśl, po myśli... Niech nam to nie wygaśnie.

sobota, 14 lutego 2009

Św. Walentego.



I chociaż patrzymy na ten dzień z przy- mruże- niem oka, to jednak dobrze, że jest.

Dziś słuchałam krótkiego wywiadu z trenerką uwodzenia. Uwodzenie jest chyba w większości współczesnych ludzi, taki czas, że tę umiejętność traktuje się jako narzędzie w pracy, w domu, na ulicy... Ja nie potrafię uwodzić. Czasami żałuję. Ale nic na to nie poradzę. Za to potrafię kochać - szczerze, oddanie, cierpliwie, w pełni... Tyle mi wystarczy!


czwartek, 12 lutego 2009

Relaks







Kończy się czas relaksu, może to i dobrze.
W końcu, kto mnie zna, to wie, że bezczynność
i lenistwo lubię tylko pod kontrolą. Innymi słowy, długo nie usiedzę na miejscu. Słucham "Miłośnicy" Marii Nurowskiej. I wciąga mnie ten klimat. Tacy ludzie jak ona, jak Krystyna Skarbek, pełni życia, energii, zaklinacze ludzkich serc, którzy ukrywają swoje cierpienie, choć niewątpliwie w ich sercach jest pewien kolec, czy to tęsknoty za bezpowrotnie utraconym, za nieuchwytnym, a może pewnego niepokoju, niewątpliwie tacy ludzie fascynują. Fascynują im współczesnych, a także następnemu pokoleniu. O nich pisze się książki, by ich postać nie zginęła, by mogła dalej fascynować i poruszać. By mogła wstrząsnąć liche, bojące się żyć serca. I mnie fascynuje.


Przeczytałam dzisiaj jedną ze starych notek ( jakieś.. hm.. 5-6 lat wstecz). I zawstydziłam się trochę, i w żadnym wypadku nie chodzi o to, że wypisywałam jakieś głupoty o chłopcach, którzy mi się podobają, wręcz przeciwnie. Znalazłam bardzo ciekawą refleksję... I zawstydziłam się, że pisałam, a bardziej, że myślałam w ten sposób, kiedy byłam nastolatką. Przecież ogólna opinia o nasto- latkach jest taka, że mają fiu bździu w głowach. A właśnie z tego okresu pochodzą rozpisane refleksje, czy też wiersze, które teraz mnie zadziwiają, jakbym to nie ja je napisała, jak bym była jedynie odbiorcą, a nie autorem. Teraz nie mam czasu na refleksje, dopóki nie mam szczególnego powodu... jak czyjaś śmierć, dobra książka lub święta, które automatycznie wywołują myśli i opinie. Dawniej nic nie musiało mnie zatrzymać w tej pogoni, uważniej obserwowałam i wyciągałam wnioski, często mylne, bo opierane na ograniczonej bazie danych, ale mimo to jakby głębsze i wartościowsze niż obecne. Dawniej czułam nieświadomie i pisałam o objawach, tak powstawały najlepsze wiersze. Z tamtych lat została mi ciekawość. Dlatego moją częstotliwość zadawania pytań wszelakich można porównać z tą u kilkulatka. Ale teraz robię to bardziej dla samej satysfakcji zadawania pytań, niż żeby wyciągnąć wnioski lub zrozumieć. Teraz wiem więcej, czuję świadomie i zamiast płynąć na tej emocjonalnej fali po prostu tłumaczę sobie przyczynę tego uczucia. Z takiej analizy najwyżej może powstać artykuł zamieszczany w rubryce PSYCHOLOGIA, ale nie wiersz, nie poezja, nie refleksja. A bez nich życie stało się wyjałowione. Jest szczęście, jest ambicja, jest cel, jest radość życia, jest miłość... ale. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak mi tego brakuje.

Ale nie wszystko stracone. Skoro wciąż pamiętam, o tym jaka byłam, to ja dawna wciąż żyję, tylko uśpiona. I być może obudzę się z misiami, na wiosnę.

wtorek, 10 lutego 2009

Pomalutku.. Tak jak lubię.



Pomalutku, właśnie tak...

Ostatnio jest to moje motto przewodnie. Pomalutku się budzę, jem śniadanie, spaceruję z psem.

Pomalutku piję co jest w szklance, kuflu, czy też lampce.. Wino, drinki, piwo... Ostatnio do wyboru, do koloru.

Pomalutku całuję mojego P.

I takie życie pomalutku ma sens i smak, kiedy na co dzień wszystko jest w pośpiechu.

Relaks, moi drodzy. I jeszcze jedno, nie uważam, że polskim dziewczynom brakuje luzu!!


Na zdjęciach dzikie koty działkowe.

niedziela, 11 stycznia 2009

Zima też może być kolorowa!!


Przeważnie nie jest. Ale czasem zdarza się, że jest cieplej, słońce przypomina, że w ogóle jest, na dodatek jest to niedziela, obiad jest jakby smaczniejszy i mam zobaczyć się z P.

Jak dla mnie bomba, nie trzeba mi niczego więcej. Był spacer. Są zdjęcia.

Pies pilnujący kur. Ale mnie oszczekał!! Ale powiedzcie jak to jest?? I pies ścieka i woda ścieka.


Odciski łap kota. Zbieg jest nadal na wolności. Ryśopis nie ustalony.



Z Pikusiem na koparce. Ale.. dlaczego tu? dlaczego teraz? A dlaczego nie tu? dlaczego nie teraz?!