sobota, 17 października 2009

Ogarnąć się od środka.


Nie ukrywam, że zawsze z zazdrością spoglądałam na łupy nauczycieli zebrane w Dzień Edukacji Narodowej. Po pierwsze, bo prezenty zawsze są miłe i po drugie, że od zawsze odczuwam słabość do azteckiego afrodyzjaku, jakim jest czekolada. No i stało się. Teraz ja zbieram łupy, a że ograniczyłam obżeranie się słodyczami, to zapasów mam na miesiąc. Wraz ze zmianą perspektywy zmienia się też punkt widzenia. Bo tak sobie myślę, że całe to święto jest takie nadmuchane. Niektórzy znowu będą wykrzykiwać, że nam się przecież nie należy, bo i tak tej grupie społecznej powodzi się nad wyraz dobrze. A ja chociaż jestem potwornym łasuchem, to wolałabym chyba zrezygnować z takiego okolicznościowego okazywania szacunku ( choć pewnie dla niektórych wręczenie kwiatka czy bombonierki to pro forma bez szczerych intencji), prezentów, całej fety i życzeń w każdym serwisie informacyjnym. I uważam, że większym pożytkiem było by wprowadzenie ścisłej współpracy nauczyciel - rodzic, obustronne wpajanie uczniom szacunku w najprostszej jego odsłonie jak choćby nie przeszkadzanie na lekcji, słuchanie poleceń itd. Współpraca nauczyciel-rodzic opierająca się na żywym zainteresowaniu zachowaniem dziecka w szkole, a nie usprawiedliwianie go, że w domu jest grzeczny. Mi ten uczeń będzie przeszkadzał przez rok, dwa. W domu może dawać w kość przez całe życie. Niektórzy rodzice (na szczęście nie wszyscy!) się obrażają, nie przyjmują do wiadomości, obarczają całą winą nauczyciela. Mi tym nie zrobią na złość, jakoś się z tym pogodzę i jeszcze raz postawię na cierpliwość i prośby i powtarzania. Ale skrzywdzą siebie i dziecko. Powodzenia życzę przy próbie wychowania i egzekwowania szacunku od dziecka w wieku gimnazjalnym - chociaż i wtedy dla wielu rodziców syn czy córka to maleństwo, na którego wybryki patrzy się z przymrużeniem oka, bo to w końcu tylko dziecko.

Jesień ( ta złota i polska, ta której jak na lekarstwo) ucieka mi w mgnieniu oka. Przeżywam deja-vu, tak samo mam na wiosnę - sceneria się zmienia, mój rozkład dnia nie. Ledwo mam czas żeby się zatrzymać i ogarnąć, bo przecież wiem, że bez tych chwil medytacji, choćby miała być tylko spostrzeżeniem spadającego liścia, życie traci smak. A ja zdecydowanie jestem smakoszem, chociaż pewnie nie rozpieszczam się delektowaniem mojego żywota. Obecnie walczę z moim słomianym zapałem, staram się utrzymać żar, chociaż nie ukrywam, że temperatura tego ognia spada wprost proporcjonalnie do temperatury powietrza. Już nawet wmawiam sobie, że przecież chce mi się, chce mi się, chce mi się... Czasem jestem po pracy tak zmęczona, że nie dyskutuje z tym agitatorskim czartem i, wierzę w to, czy nie, po prostu przyjmuję do wiadomości, że chce mi się i jadę z koksem.
Jesienne szarugi rozweselają mi: dobra muzyka: Queen, Morrison, ostatnio także Janis Joplin, Edith Piaf, a dziś do tego grona dołączyła Ella Fitzgerald, sporadyczne wyjścia i spotkania z I. i K., odzyskany kontakt z A., oraz wielu nieznajomych ludzi, którzy jednym gestem bądź dobrym słowem przywracają wiarę niczym raj utraconą w społeczeństwo. Na co dzień daję dowody na swoje chwilami idealistyczne podejście do rzeczywistości oraz naiwność i właśnie dlatego każde dobre słowo i gest łapie zachłannie jak ostatnią deskę ratunku, jak potwierdzenie, że nie do końca żyję bajkami, że tu i teraz może być dobrze. Że rzeczywiście to ci niemi w wielkim świecie polityki, władzy i mediów, ci maluczcy tworzą rzeczywistość, rzeczywistość, która pobudza do ciągłego wzrastania w dobrym i zmierzania się z przeciwnościami dnia powszedniego.

"Źle jest gdy uśmiechu
ciągle nam brakuje,
uśmiech jest najdroższy,
choć nic nie kosztuje!"

Czerwone gitary Chciałbym, żeby uśmiech Twój.

środa, 14 października 2009

i tylko Ty i ja szczęśliwi tym dniem...


Niektórzy nie chcą uwierzyć w to, co widać za oknem. Niektórzy się z tego śmieją, jakby to był żart, niektórzy tylko się dziwią, inni klną i psioczą... A ja jakby jestem szczęśliwa, bo bliżej do zimy oznacza bliżej do P. Dzisiaj nawet byłam w biurze podróży pytać się o bilet dla niego, i poczułam się jakby już był na wyciągnięcie mojej ręki. Panie i Panowie! Zostało 63 dni, właśnie tyle do szczęścia i uśmiechu, do początku radosnego życia ;D.

Z okazji niemalże klęski żywiołowej muszę sobie odpuścić basen, bo drogi są nieciekawe i nie chcę jechać. Kierowca niedoświadczony. Ale w niedziele pojadę, sama albo autobusem.

Radośnie mi, zimno... ale radośnie :)

"Ooh you make me live
Whatever this world can give to me
It's you you're all I see
Ooo you make me live now honey
Ooo you make me live"
Queen You're my best friend

poniedziałek, 12 października 2009

wonderful world by james morrison


"And I know that it's a wonderful world, but I can't feel it right now! I thought I was doing well, but I just want to cry now ! And I know it's a wonderful world, from the sky down to the sea, but I can only see it when you're here.... Here with me. "


Zawsze podobał mi się ten kawałek, właściwie to właśnie dla niego kupiłam całą płytę (która też okazała się rewelacyjna). Ale jeszcze nigdy nie czułam tej piosenki tak bardzo jak wczoraj wieczorem. Rozbita byłam, bezradna jak porzucone dziecko. Dlaczego to musi tak boleć ? Najważniejsza jest miłość i duchowa bliskość - i to przecież mamy, czemu więc "umieram" jakby mnie całkiem zostawił i odszedł ode mnie ? I chociaż wszystko rozumiem i staram się w moim pojęciu świata przeforsować racjonalne zachowanie i tor myśli, to jednak dopadają mnie takie dni, wieczory jak wczoraj.

P. napisał, że jest silny za nas dwoje :* i za to jestem mu wdzięczna. Uwielbiam jego siłę, pewność siebie i uśmiech, który mówi "wszystko będzie O.K"... :* Uwielbiam to poczucie bezpieczeństwa, kiedy jest przy mnie. I wtedy, to na prawdę jest wspaniały świat !

niedziela, 11 października 2009

... and I need you more than ever !

Nic nowego. Tylko jakbym zwolniła. Już nie to tempo. Jakby zabrakło sił. Liści coraz więcej na ziemi niż na drzewach. Przeważnie lubię tą porę roku, ale przeważnie P. jest obok mnie. A tak - smuci mnie ta jesień. Na dodatek jest załamanie pogody, pada deszcz, nie ma słońca, aż chciałoby się schować i przeczekać. Zakupy pomagają, ale tylko na chwilę. Dobre i to. Już byłam gotowa uwierzyć, że w miarę bezboleśnie przetrwamy rozłąkę, kiedy poczułam ukłucie i takie przeczucie, że już za długo Cię nie ma. Być może to tylko chwilowy dołek, być może to przez pogodę. Myślę o nim obsesyjnie, to myślenie czasem maluje uśmiech na mojej twarzy innym razem popycha w melancholię. Czekam na Ciebie, czekam z niecierpliwością, czujnie jakbyś miał być już za godzinę a nie dwa miesiące.

Wczoraj zadzwonił, usłyszałam jego głos -radosny, pewny siebie, pełen miłości, uczucia i zainteresowania. Momentalnie - uśmiech od ucha do ucha. Zakochałam się raz jeszcze.

wtorek, 6 października 2009

Pokaż na co cię stać ?


Jak na razie jestem na fali. Jak na razie wszystko mi się podoba. Mówią, że początki pachną nowością i dlatego łatwo zacząć gorzej utrzymać się w postanowieniu. Mówią też, że początki są najgorsze. Niech mówią, co chcą. A ja trzymam za siebie kciuki. Za fitness, za basen, za francuski, za siatkę - po prostu za siebie !

Zaskoczenie oraz podziw mojego P. , że po latach ględzenia i obiecywania w końcu zaczynam realizować swoje postanowienia - bezcenne ! Warte każdego wysiłku !

Au revoir!

sobota, 3 października 2009

Jesiennie, czyli jak ?


Za oknem jesień, chociaż w lesie jeszcze tego nie widać. Na jesień łatwiej wpaść w pułapkę swoich myśli. Łatwiej też poddać się w jakiejkolwiek dziedzinie. Z pewną ulgą wita się czasem wcześniejsze i przez to dłuższe wieczory, bo można odpocząć od życia. Moje życie dobrze zna moje kąty i już mnie tu znajduje, więc uciekam dalej. Być może nie sto, ale mam przynajmniej z pięć nowych pomysłów na aktywniejsze życie. Podoba mi się ten zapał, chociaż już teraz wiem, że jest słomiany. Chociaż teraz może być inaczej. Teraz te pomysły to sposób na przetrwanie, na niemyślenie lub chociaż nietęsknienie. O nowej sobie myślę jak o kimś zupełnie obcym, to pozwala zachować dystans (jakże istotny dla równowagi psychicznej). I podoba mi się ta nowa, i nie spodziewałabym się po sobie takich inicjatyw. Jednak bez namysłu oddała bym to wszystko, by mieć P. już przy sobie. Nowa jest może bardziej... jakby to ująć, bardziej odpowiada standardom młodej energicznej kobiety osiągającej sukcesy, jednak skłamałabym gdybym powiedziała, że jest szczęśliwsza. Być może lepiej organizuje sobie czas, i tęskni nieco rzadziej, co nie znaczy, że mniej.

Czego bym nie zrobiła, z jakim zapałem bym nie podeszła do życia, z jaką jasną myślą nie zaczęła pisać i tak wszystko sprowadza się do smutnego finiszu i tęsknoty, która nie da się zagłuszyć. Obejrzałam dziś ciekawy film Leila i Nick . Niby nic nowego, ona i on i wszystko wiadomo, ale pięknie napisana historia i pięknie zagrana, wzruszająca i rozbrajająca. I o ile bardziej w oglądaniu było by więcej radości niż wzruszenia podszytego tęsknotą gdyby tylko P. trzymał mnie wtedy w objęciach. Niektórzy ludzie są niereformowalni ( w zasadzie to wszyscy, każdy na swój sposób). U mnie wszystko sprowadza się do (surprise, surprise) emocji. To co, że w zasadzie nie mam na co narzekać, i tak narzekam, bo mi go brakuje. A może to tylko szukanie dziury w całym ? Wiedziałam już od dawna jak ważna jest bliskość ukochanej osoby i nie rozumiem skąd to zaskoczenie, że tak pusto bez niego. Jest mi jesiennie na wiele sposobów. Jestem wyciszona, zamyślona, nastawiona na zmianę, chwilami zmarznięta i kichająca, z chusteczkami pod ręką, tęskniąca za tym co odchodzi, za słońcem, za ciepłem i tu mogłabym wymieniać długo. Nie będę.