piątek, 21 września 2012

upgrade

Ja nie mówię, że jestem przeciwko rozwojowi. Rozwój to nic złego. Zwłaszcza jeżeli wynika z wewnętrznej potrzeby. Denerwuje mnie natomiast rozwój wymuszony, wynikający z zewnętrznego rozwoju świata ( w tym wypadku techniki). Nie jestem stara a już się  gubię. A słyszałam, że należę do pokolenia, które intuicyjnie porusza się po świecie wirtualnym. W takim razie ja z małą reklamacją. Czy wszystko musi tak pędzić do przodu? Czy dla e-opornych nie można by zostawić starych sposobów logowania. NAWET jeśli moje hasło jest słabe, to tylko BLOG, a nie zbiór ściśle tajnych akt ( do tych z resztą też można się dostać), więc po co ONI mnie tak męczą. Jeszcze powalczę, ale biorę pod uwagę możliwość kapitulacji. Widocznie czas się pożegnać z pierwszym blogiem, jakby nie było zostanie mi ten - gdzie jeszcze potrafię się zalogować.

Na rozważania ostatnio mam niewiele czasu. W zasadzie tak jak na spanie, jedzenie, sprzątanie, czytanie, uczenie się, gotowanie... W zasadzie zajmuję się dzieckiem i piorę. Co chwilę, piorę i prasuję. Ale są i dobre strony macierzyństwa. Ciągle się wygłupiam, a niemal każda głupia mina jest nagrodzona cudownym bezzębnym uśmiechem i iskierkami w wciąż niebieskich oczkach. Poza tym zauważyłam, że Pyziątko uwielbia słuchać jak śpiewam ( nareszcie czuję się doceniona!). Co prawda P. mnie przestrzega, że skrzywię jej słuch, ale co on tam wie! Grunt, źe moje wokalne wyczyny znalazły pierwszą fankę. A i potańczyć mam z kim. Koniec z żebraniem o taniec, mam ochotę, to biorę bobo na ręce i hulamy. Młoda strasznie lubi podskakiwać z mamą i słodko wtedy rechocze.

Z P. wszystko w porządku. Niedawno świętowaliśmy bawełnianą rocznicę. Była wycieczka i zamki, a później lasagne i Martini Asti, i wielki bukiet róż i pluszowy miś, i  nastrojowa muzyka, i nastrój ;) i było miło. Kiedy byłam młodsza mama mówiła mi, że czas w małżeństwie jest jak płynąca rzeka, małżonkowie jak dwa kanciaste kamienie. Z upływem czasu ta rzeka łagodzi krawędzie i po latach zostają takie okrąglaki. Do tych kamyczków o gładkiej powierzchni pewnie jeszcze nam daleko, ale już teraz widzę, że ze spokojem przyjmujemy i akceptujemy niektóre nasze zachowania, które kiedyś kończyły się kłótnią, bądź wręcz odwrotnie - cichymi dniami. Wciąż mam wrażenie, że "prowadzi mnie (...) niewidzialna siła". Nawet jak coś idzie nie tak, wystarczy zmienić punkt widzenia i okazuje się, że więcej zyskuję niż tracę. A propo optymizmu. Pojechaliśmy na grzyby, i Pyza zebrała caaaaaaaaaały koszyk szyszek ! :)

I znów staję przed dylematem być czy mieć. Łatwo się mówi BYĆ, jeśli bez problemu zawsze się MIAŁO. Gorzej, jeśli do spełnienia marzeń, siebie potrzeba coś MIEĆ. I tu znowu pułapka, żeby dążąc do BYCIA nie pomylić sobie celów i nie utknąć na etapie zdobywania. Jutro losowanie. Do wygrania 30 mln pln. Podobno wszystko zaczyna się od marzeń. To tak jak większość moich projektów i przedsięwzięć - od marzeń i planów się zaczyna i na nich się kończy. "If I was a rich man..." Taaaa