wtorek, 27 grudnia 2011

środa, 7 grudnia 2011

part of the mystery

P. pojechał do kolegi. Cisza i ja. I jest cudnie. Dobrze mieć odrobinę czasoprzestrzeni tylko dla siebie. W zasadzie nie ma ciszy, choć jest bardo spokojnie. Dzisiejszy plebiscyt wygrał Mozart, także godzinę mam z głowy. W kolejce czeka Schubert i mój ulubiony Vivaldi. Do tego bujany fotel, przytłumiony blask lampy solnej i perspektywa czytania dobrej książki. Nic nie muszę, nigdzie się nie spieszę. Totalne odprężenie i duchowy spokój. Fifek chyba też odbiera kojący wpływ takiej scenerii. Leży do góry brzuszkiem, wystawił dolne ząbki i przysypia. Mozart podobno ma rewelacyjne właściwości odprężające i rozwijające dla nienarodzonych jeszcze dzieci. Ciekawe czy Fifek też skorzysta i zmądrzeje. Nie żeby był ostatnim tumanem i tak widać pewne postępy, ale gdyby tak jeszcze  trochę ... Na pewno mu nie zaszkodzi.

W życiu tak mi się wszystko poukładało, że czuję w tym dzieło Opatrzności. Logicznie myśląc, to sama na wszystko sobie zapracowałam. Wszystko było przemyślane i zaplanowane. Ale to za mało. Nie wierzę, żeby to wystarczyło. Czuwa nad nami Anioł. Wszystko jest tak jak chciałam. Nawet jeśli mam jakiś problem, to potem okazuje się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz kiedy coś się nie udaje, wiem, że muszę tylko zaufać w sens takiej rzeczywistości i spokojniej podchodzę do niepowodzeń. Chociaż czasem zaczynam się bać, że jest zbyt pięknie... że "nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić." To niemądre, wiem. Więc jestem wdzięczna za każdy dzień, jakby miał być ostatnim. A o jutrze nie myślę. Chyba, że w bajkowym zabarwieniu - i żyli długo i szczęśliwie. Jak na razie sprawdza się.

P. ostatnio ciągle mnie zadziwia i zaskakuje. Oczywiście pozytywnie. Zadziwia mnie coraz większym przywiązaniem do mnie, tym, że tak bardzo o mnie dba i troszczy się, żeby wszystko było ok. Jakby jego największym powołaniem w życiu było wywołać na mojej twarzy jak najwięcej uśmiechów. I wtedy jego oczy też się śmieją. Nawet na naszych pierwszych randkach ( o matko! co za zamierzchłe czasy wywlekam) nie było tak dobrze. Nigdy nie sądziłam, że mogłabym komuś powierzyć się tak bezgranicznie. A jemu udało się mnie oswoić.

"Sometimes we try too hard to please
We should let love come naturally
And sometimes I don't know
Just what you really do to me
That is O.K.
Cuz it's all part of the mystery"
Ace of base "Always have, always will"