niedziela, 8 marca 2009

Święto dziewczynek


W tym roku prezent od mojego Skarba jest idealny. Jest w nim to, co lubię najbardziej. Ulubiony kwiat - tulipunk, kolor - intensywna czerwień, mój narkotyk-afrodyzjak - czekolada, i do tego romantyczny telegram. Kotek jesteś boski ! Aura sprawia, że bardziej czuję się jak w walentynki niż dzień kobiet i trudno jest mi uwierzyć, że to marzec. Byle do wiosny, byle z nim :*

Ostatnio martwiłam się, że już nie piszę wierszy. Ale to przez/ dzięki niemu. Wiersze piszę kiedy mi jest ciężko, smutno, źle. Drugi biegun mojego natchnienia to pierwsze tygodnie fascynacji i zauroczeń. A przy nim jestem po prostu szczęśliwa. Żyję tym szczęściem na codzień. Zachłanna nie chcę się nim dzielić z resztą świata w wierszach. Okres pierwszego zauroczenia, kiedy bycie w jego ramionach było czymś nowym, fascynującym już minął. Teraz czuję się tam na swoim miejscu. Magia słów nie umiera, tylko przysypia. Jestem tak zaaferowana życiem na zewnątrz, że zaniedbuje to moje własne życie wewnętrzne. Ale wzruszeń nigdy w życiu nie zabraknie, i chociaż będę pisać mniej i rzadziej, to jestem pewna, że nie przestanę. Bo czuję, a nieraz czuję za mocno, więc poezja jest we mnie. Nie zapisuję jej, nawet nie fatyguję się ubrać jej w słowa. Jest w moich oczach przez cały tydzień, kiedy tęsknię i tylko myśl o nim daje siłę, żeby wstać i iść, jest w łagodnym tonie, kiedy dzwonię do niego po całym, za długim i zbyt samotnym dniu, jest w ogólnym stanie podenerwowania i niecierpliwości, kiedy ma przyjść już za godzinę, jest w uśmiechu, kiedy w końcu go widzę, jest w niespokojnej dłoni, która szuka jego dłoni, jest we mnie. Póki ją czuję, póki on ją czyta, być może nieświadomie, nie potrzebuję słów, nie potrzebuję więcej czytelników, opini na temat mojej amatorskiej twórczości. Jestem kapryśną poetką, która w jednym czytelniku upatrzyła sobie natchnienie, odbiorcę i krytyka w jednym. Niech się pisze wiersz, po wierszu... myśl, po myśli... Niech nam to nie wygaśnie.