sobota, 23 maja 2009

Do przewidzenia.


Dużo pracy, mało czasu. Wiedzieliśmy, że tak będzie, jakoś ta wiedza nie uchroniła nas przed tym co jest. A jest ciężko. I jak zawsze w takich sytuacjach dziczeje. I chcę uciekać, jakbym chciała sobie udowodnić, że to ja wszystko kontroluje. I nie potrafię przyjąć do siebie, że nie wszystko mogę kontrolować. Albo może, że nie muszę.

A prawda jest taka, że tęsknię i to bardzo. Że potrzebuje Twojej bliskości, żeby się uspokoić, żeby poczuć się bezpieczną i silną. Jestem tak skołowana, że ani tu się upić, ani wziąć za robotę. Nie cierpię takiego stanu. To takie do mnie nie podobne. Takie dni całkowicie demaskują drugą mnie. Chce mi się do Ciebie P. Nawet nie mogę myśleć sensownie. I co Ty najlepszego ze mną zrobiłeś??

Na zdjęciu jeszcze z pierścionkiem.

***
Nie chcę CI opowiadać
dlaczego mi smutno
Nie chcę przelewać
swych żali na płótno
Nie nazwę tego,
co duszę wyciska
Nie znajdziesz tego w oczach
choć zajrzysz w nie z bliska

I gdy w mojej duszy
dzieje się wojna
wystarczy Twój dotyk
i będę spokojna.

by Marchew

czwartek, 14 maja 2009

To był Maj.


Niby jeszcze jest, ale co mi z takiego Maja. Praca, praca, praca, studia, praca. Łóżko pomału osiąga status świątyni. Nie licząc wypadu do Asi połowę tego pięknego miesiąca przepracowałam i przespałam. A maj jest taki piękny, taki spacerowy, towarzyski i wyjściowy.

Zdjęć z wypadu u Asi nie posiadam. Ale wszystko pamiętam i jestem z siebie dumna :D. Pierwsza poczułam klimat i w umiarkowanie-pociesznym stanie wytrwałam do końca. Ku radości i pomimo obaw P. nie uciekłam nad ranem jak ostatnim razem. Z resztą nie miałam jakiego pierścionka zostawić. A! I paliłam fajkę z Bradem Pittem ;D. Wąziutki Ty się nie denerwuj. To był tylko niewinny fajek, mam na to świadków - a dokładnie jednego, a raczej jedną. I o ile Asia nie obrazi się o te fioletowe włosy to potwierdzi moją wersję.

I było wyjątkowo, bo pierwszy raz od lat spotkałyśmy się we trzy. I tylko Agaty brakowało. I dziwne jest to, że z liceum znałam trio, które zdawało się być mocniejsze od nas. Czas pokazał, że to pozory. A my jak wtedy - RomanTyczka, Iwonka vel Niedżwiadek i MArchew.

Bosz... ile razy nie pomyślę o liceum, to właśnie tym moim kochanym Mordkom zawdzięczam najpiękniejszy okres w moim życiu. Największy przypały i najdurniejsze pomysły, największe ilości zjedzonych holenderskich w czekoladzie, najszersze uśmiechy i ból brzucha i łzy ze śmiechu. I chociaż były też urazy, rzekomo i z założenia na całe życie, to jednak spotkałyśmy się razem przy stole z brandy, kadarce i vermouthem bianco wzmacnianym parkową. Zmieniłyśmy się, każda zebrała swoje doświadczenie i o ile ta własna droga przeważnie rozdziela przyjaciół z liceum, to nasze doświadczenia nam pomogły, ponieważ pozwoliły nam zapomnieć o tych dziecinnych urazach, a przypomniały to, co dobre. Dzięki za wszystko. Buziaki dla Was wariatki.

poniedziałek, 4 maja 2009

Ręce... Pfu! Stopy do góry!


Udało się nam wyrwać na pół dnia na wycieczkę. Znaleźliśmy diplodoka i to całkiem bez problemu ( ja prowadziłam!). Weszliśmy na górę widokową - dla niektórych było to nie lada wyzwanie :* Jestem z Was taaaka dumna!! I potem to się dopiero zaczęło. Bo nas wzięło żeby pojechać na bunkry do miejscowości Blizna. Do samej Blizny nie było trudno trafić. Gorzej z bunkrami! Co jeden tubylec tłumaczył nam inaczej. W większości opisów pojawiały się słowa: las, kapliczka, pole. Ale tak można opisać całą tą miejscowość!! Przez pomyłkę dojechaliśmy do stadniny koni i nie ukrywam, że chociaż był to przypadkowy punkt wycieczki to chyba najciekawszy :). Później błąkaliśmy się po jednym lesie, a później jak wyjechaliśmy na drogę, to za kapliczką wjechaliśmy w drugi las. Ostatecznie, po tym jak znowu wyjechaliśmy z lasu na drogę, wzięłyśmy z Asią sprawy w swoje hmm... ręce? i taki kolega zaoferował nam swoją pomoc i pojechaliśmy za nim, tylko po to, żeby odkryć, że bunkier nie jest bunkrem tylko taką ochronką, bo właściwie to tam wystrzeliwano rakiety. Tam znaleźliśmy następnego informatora i pojechaliśmy do Ocieki w poszukiwaniu takiego prawdziwego bunkra. I znowu utknęliśmy w lesie. I olej trzeba było dolać. I w ogóle różne historie (np Aśka śpiewająca repertuar Piaseckiego i doprowadzająca mnie do szału). Bunkier ostatecznie znaleźliśmy, ale nie wiem czy był wart tych poszukiwań. Kolejny informator odsyłał nas do kolejnych bunkrów jeszcze gdzie indziej, ale już podziękowaliśmy. Pojechaliśmy za to na pizze i na działkę i w końcu do domu. Wszyscy byli wymordowani, a ja to chyba najbardziej. Samochód też przeszedł swoje. Usyfiony piachem, utytłany i tłumik poszedł, więc ryczy jak dziki.

Ale wolny dzień i wycieczka z wariatami - bezcenne. Turlać się w trawie, szukać bunkrów, patrzeć jak konie uciekają przed Aśką, szukać Tatr w złym kierunku i je znaleźć, ratować kompanów podróży przed śmiercią głodową częstując ich batonikami nestle i kawowymi cukierkami - bezcenne. Widzieć jak pokonujesz dla mnie lęk wysokości - bezcenne. Oddychać całą sobą - bezcenne.