Pamiętam, że jak mieliśmy nasz pierwszy komputer uwielbiałam patrzeć na defragmentacje systemu. Zadziwiało mnie jak te kolorowe kwadraciki układały się pokolei. Niewiedząc kiedy moje życie też uległo defragmentacji i uporządkowaniu. Zadziwia mnie ile potrafię zrobić w ciągu dnia. Wszystko robię z automatu nie zastanawiając się nad tym. Nie mówię, że było łatwo. To jak z żonglowaniem piłeczek - zaczynam z jedną i jak tylko czuję, że mam nad nią kontrolę dodaję następną. Najśmieszniejsze jest to, że teraz kiedy mam tyle na głowie dalej mam czas. Na czytanie Upadku gigantów Kena Folletta i sesję piknikową mojego Skarba ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz