piątek, 28 grudnia 2012
Kolejne Święta Bożego Narodzenia. Niby takie same, a co roku inne. Najpierw sam na sam z Tobą, potem z małą istotką rosnącą pod moim sercem, a teraz w trójkę z naszym Kurczątkiem. Pierwsze tak naprawdę rodzinne.
Na tyle na ile Pyza mi pozwala staram się nadrobić zaległości w czytaniu i w oglądaniu filmów. I w uczeniu się. I pieczeniu. I robieniu zdjęć. I pisaniu bloga.
piątek, 21 września 2012
upgrade
Ja nie mówię, że jestem przeciwko rozwojowi. Rozwój to nic złego. Zwłaszcza jeżeli wynika z wewnętrznej potrzeby. Denerwuje mnie natomiast rozwój wymuszony, wynikający z zewnętrznego rozwoju świata ( w tym wypadku techniki). Nie jestem stara a już się gubię. A słyszałam, że należę do pokolenia, które intuicyjnie porusza się po świecie wirtualnym. W takim razie ja z małą reklamacją. Czy wszystko musi tak pędzić do przodu? Czy dla e-opornych nie można by zostawić starych sposobów logowania. NAWET jeśli moje hasło jest słabe, to tylko BLOG, a nie zbiór ściśle tajnych akt ( do tych z resztą też można się dostać), więc po co ONI mnie tak męczą. Jeszcze powalczę, ale biorę pod uwagę możliwość kapitulacji. Widocznie czas się pożegnać z pierwszym blogiem, jakby nie było zostanie mi ten - gdzie jeszcze potrafię się zalogować.
Na rozważania ostatnio mam niewiele czasu. W zasadzie tak jak na spanie, jedzenie, sprzątanie, czytanie, uczenie się, gotowanie... W zasadzie zajmuję się dzieckiem i piorę. Co chwilę, piorę i prasuję. Ale są i dobre strony macierzyństwa. Ciągle się wygłupiam, a niemal każda głupia mina jest nagrodzona cudownym bezzębnym uśmiechem i iskierkami w wciąż niebieskich oczkach. Poza tym zauważyłam, że Pyziątko uwielbia słuchać jak śpiewam ( nareszcie czuję się doceniona!). Co prawda P. mnie przestrzega, że skrzywię jej słuch, ale co on tam wie! Grunt, źe moje wokalne wyczyny znalazły pierwszą fankę. A i potańczyć mam z kim. Koniec z żebraniem o taniec, mam ochotę, to biorę bobo na ręce i hulamy. Młoda strasznie lubi podskakiwać z mamą i słodko wtedy rechocze.
Z P. wszystko w porządku. Niedawno świętowaliśmy bawełnianą rocznicę. Była wycieczka i zamki, a później lasagne i Martini Asti, i wielki bukiet róż i pluszowy miś, i nastrojowa muzyka, i nastrój ;) i było miło. Kiedy byłam młodsza mama mówiła mi, że czas w małżeństwie jest jak płynąca rzeka, małżonkowie jak dwa kanciaste kamienie. Z upływem czasu ta rzeka łagodzi krawędzie i po latach zostają takie okrąglaki. Do tych kamyczków o gładkiej powierzchni pewnie jeszcze nam daleko, ale już teraz widzę, że ze spokojem przyjmujemy i akceptujemy niektóre nasze zachowania, które kiedyś kończyły się kłótnią, bądź wręcz odwrotnie - cichymi dniami. Wciąż mam wrażenie, że "prowadzi mnie (...) niewidzialna siła". Nawet jak coś idzie nie tak, wystarczy zmienić punkt widzenia i okazuje się, że więcej zyskuję niż tracę. A propo optymizmu. Pojechaliśmy na grzyby, i Pyza zebrała caaaaaaaaaały koszyk szyszek ! :)
I znów staję przed dylematem być czy mieć. Łatwo się mówi BYĆ, jeśli bez problemu zawsze się MIAŁO. Gorzej, jeśli do spełnienia marzeń, siebie potrzeba coś MIEĆ. I tu znowu pułapka, żeby dążąc do BYCIA nie pomylić sobie celów i nie utknąć na etapie zdobywania. Jutro losowanie. Do wygrania 30 mln pln. Podobno wszystko zaczyna się od marzeń. To tak jak większość moich projektów i przedsięwzięć - od marzeń i planów się zaczyna i na nich się kończy. "If I was a rich man..." Taaaa
Na rozważania ostatnio mam niewiele czasu. W zasadzie tak jak na spanie, jedzenie, sprzątanie, czytanie, uczenie się, gotowanie... W zasadzie zajmuję się dzieckiem i piorę. Co chwilę, piorę i prasuję. Ale są i dobre strony macierzyństwa. Ciągle się wygłupiam, a niemal każda głupia mina jest nagrodzona cudownym bezzębnym uśmiechem i iskierkami w wciąż niebieskich oczkach. Poza tym zauważyłam, że Pyziątko uwielbia słuchać jak śpiewam ( nareszcie czuję się doceniona!). Co prawda P. mnie przestrzega, że skrzywię jej słuch, ale co on tam wie! Grunt, źe moje wokalne wyczyny znalazły pierwszą fankę. A i potańczyć mam z kim. Koniec z żebraniem o taniec, mam ochotę, to biorę bobo na ręce i hulamy. Młoda strasznie lubi podskakiwać z mamą i słodko wtedy rechocze.
Z P. wszystko w porządku. Niedawno świętowaliśmy bawełnianą rocznicę. Była wycieczka i zamki, a później lasagne i Martini Asti, i wielki bukiet róż i pluszowy miś, i nastrojowa muzyka, i nastrój ;) i było miło. Kiedy byłam młodsza mama mówiła mi, że czas w małżeństwie jest jak płynąca rzeka, małżonkowie jak dwa kanciaste kamienie. Z upływem czasu ta rzeka łagodzi krawędzie i po latach zostają takie okrąglaki. Do tych kamyczków o gładkiej powierzchni pewnie jeszcze nam daleko, ale już teraz widzę, że ze spokojem przyjmujemy i akceptujemy niektóre nasze zachowania, które kiedyś kończyły się kłótnią, bądź wręcz odwrotnie - cichymi dniami. Wciąż mam wrażenie, że "prowadzi mnie (...) niewidzialna siła". Nawet jak coś idzie nie tak, wystarczy zmienić punkt widzenia i okazuje się, że więcej zyskuję niż tracę. A propo optymizmu. Pojechaliśmy na grzyby, i Pyza zebrała caaaaaaaaaały koszyk szyszek ! :)
I znów staję przed dylematem być czy mieć. Łatwo się mówi BYĆ, jeśli bez problemu zawsze się MIAŁO. Gorzej, jeśli do spełnienia marzeń, siebie potrzeba coś MIEĆ. I tu znowu pułapka, żeby dążąc do BYCIA nie pomylić sobie celów i nie utknąć na etapie zdobywania. Jutro losowanie. Do wygrania 30 mln pln. Podobno wszystko zaczyna się od marzeń. To tak jak większość moich projektów i przedsięwzięć - od marzeń i planów się zaczyna i na nich się kończy. "If I was a rich man..." Taaaa
niedziela, 25 marca 2012
wiosna
I przyszła nareszcie. Z dwudziestoma stopniami w cieniu i gorącym słońcem. Jak ja się za nim stęskniłam! Z moich doniczek wychodzą zielone łodyżki. Nie ubiłam żadnego kwiatka! Nawet pelargonia, którą spisałam na straty, odniedała się ;)
Czas jest już przestawiony na letni. Nad ranem zza okna dochodzi mnie świergot ptaków. Wszystko przypomina o tym, że jest wiosna. Że wszystko rodzi się na nowo. My czekamy na nasze maleństwo. A ono jest coraz bliżej. Kwestia dni, może dwóch do trzech tygodni. Nowe życie na wiosnę. Bajki ciąg dalszy.
Czas jest już przestawiony na letni. Nad ranem zza okna dochodzi mnie świergot ptaków. Wszystko przypomina o tym, że jest wiosna. Że wszystko rodzi się na nowo. My czekamy na nasze maleństwo. A ono jest coraz bliżej. Kwestia dni, może dwóch do trzech tygodni. Nowe życie na wiosnę. Bajki ciąg dalszy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)